Świadectwo – Sylwia Tempel 50/30/10

50 lat chrześcijańskiej posługi Bogu i Kościołowi

Urodziłam się jako pierwsze dziecko w polsko-żydowskiej rodzinie. Gdy miałam cztery lata o Jezusie Chrystusie dowiedziałem się poprzez kolędy, których nauczyłam się od niani.

W tym samym okresie zapytałam mamę o nazwę pewnego budynku nie daleko naszego domu, a mama odpowiedziała, że to kościół katolicki. Często wyrażałam pragnienie chodzenia do tego kościoła. Przez pierwsze 10 lat mojego życia jedyną modlitwę, jaką znałam było krótkie dziękczynienie za posiłek, które recytowały wszystkie dzieci w klasie przed szkolnym posiłkiem. Od dziewiątego roku życia czułam się zobowiązana kilkakrotnie wciągu dnia w ciszy i w samotności wyrazić Panu Bogu wdzięczność, a chociaż jeszcze od nikogo nie słyszałam, że istnieje coś takiego jak Trójca św., zawsze swoje podziękowanie wyrażałam potrójnie. Gdy skończyłam 12 lat, powstały poważne problemy w szkołach publicznych, a mama wykorzystując moje pragnienie przynależności do Kościoła złożyła podanie o przyjęcie mnie do szkoły zakonnej. Siostry mnie przyjęły do siódmej klasy szkoły podstawowej i po raz pierwszy zaczęłam formalne lekcje z religii. Po ukończeniu siódmej klasy siostry wraz z ks. proboszczem stwierdziły, że moja wiedza jest wystarczająca do przyjęcia sakramentu Chrztu. Rodzice natomiast uważali, że jestem za młoda by podjąć życiową decyzję, a według prawa kościelnego zdanie rodziców ma przewagę do póki dziecko nie osiągnie 18 roku życia. Babcia niespodziewanie skróciła czas oczekiwania, gdy pewnego dnia wróciła z synagogi i przekazała mamie wrażenie, jakie odniosła z nabożeństwa dojrzałości dziewcząt. Zachęciła mamę do tego, by pozwoliła na uroczystość religijną dla siedemnastoletniej córki. Tym sposobem za zgodą rodziców przyjęłam chrzest 9 czerwca 1968, a tego samego dnia pierwszą komunię św. Na tej uroczystości było obecnych mniej więcej tyle samo osób ile jest dzisiaj, a po 50 latach błogosławieństwo trwa. Gdy nadszedł moment w liturgii, kiedy miałam przyjąć Komunię św. ks. proboszcz mnie poprosił do prezbiterium, ministrant błyskawicznie podszedł do mnie z pateną, ks. proboszcz w języku angielskim wypowiedział słowa „the Body of Christ”, czyli „Ciało Chrystusa”, a ja pełnym głosem odpowiedziałam „Amen”, świadoma, że wyrażam wraz z Boskim Zbawicielem „Wykonało się”. Wykonało się i wykonuje się dzień za dniem przez 50 lat.

30 lat pobytu w Polsce

Najbardziej wyrazista świadomość mojej polskości dotarła do mnie poprzez rozmowę z tatusiem w grudniu 1980 roku, kiedy tata mi odsłonił tajemnicę swojego serca. Powiedział: urodziłem się Polakiem i chcę umrzeć Polakiem. Aby być prawdziwym Polakiem, trzeba być Katolikiem. Nie wiem, czy Kościół uzna moją intencję, gdyż nie pochodzi z wiary, lecz z patriotyzmu do Ojczyzny.  A ty, jak ty uważasz? Czy moja intencja jest czysta? Moja odpowiedź brzmiało następująco: Pan Bóg wykorzystuje twój patriotyzm, po to by ciebie przyciągnąć do swojego Kościoła, a ja jako twoja córka nie powiem Panu Bogu, że złe narzędzie wybrał. Rok później 23 grudnia 1981 roku byłam obecna na chrzcie mojego ojca. Po sześciu latach 17 stycznia 1988 roku tata zmarł jako Polak i jako Katolik. Pół roku po śmierci taty, podczas pielgrzymki zaczęłam się zastanawiać nad dłuższym pobytem w Polsce. Po pielgrzymce poprosiłam ks. proboszcza o radę. Odpowiedź ks. proboszcza brzmiała: „Sylwia, nie mogę ci powiedzieć ‘nie’”.

Zrozumiałam, że skoro odpada słowo „nie”, zostaje tylko słowo „tak”. Rozmowa z ks. proboszczem miała miejsce 1 czerwca 1988r., a 28 września 1988r. już byłam w Polsce. Trzy miesiące po przyjeździe, czyli w grudniu 1988r. odprawiłam rekolekcje ignacjańskie u Jezuitów w Czechowicach-Dziedzicach. Podczas ośmiodniowych rekolekcji wraz z moim kierownikiem duchowym odkrywaliśmy wybór Pana Boga; miejsce wybrał Pan, z tego kraju nie wyjeżdżam. Przez 30 lat potwierdzam Boży wybór.

10 lat w Rodzinie Salwatoriańskiej

Dzisiejsze wieczyste przyrzeczenie w Rodzinie Salwatoriańskiej potwierdza obietnice chrztu złożone 50 lat temu, czyli „nic nowego pod słońcem”. Jedyny nowy wymiar określony jest słowem „wsparcie”. W realizowaniu, w dotrzymywaniu obietnic chrztu mogę oczekiwać pomocnej dłoni Ojców, Braci, Sióstr i Świeckich Salwatorianów. Z drugiej zaś strony Rodzina Salwatoriańska może oczekiwać ode mnie pomocnej dłoni.

W tej części świadectwa w przeciwieństwie do poprzednich, nie powiem jak do tego doszło, że jestem członkinią tej wspólnoty.  Powiem raczej, jak można rozpoznać Salwatorianina, czy Salwatoriankę, jakie cechy są dla nas charakterystyczne. Ponieważ nie dam rady wymienić wszystkich cech, skupię się nad tymi cechami, które w dniu dzisiejszym tu i teraz, dotyczą nas wszystkich tu obecnych.

Cel: Chwała Boża i zbawienie dusz.

Nie jesteśmy samowystarczalni: Współpracujemy z Civitas Christiana, z Misjonarkami Ojca Kolbego, ze Świeckim Karmelem, ze Scholą młodzieżową, z Ruchem Światło Życia.

Stanowczość i wytrwałość: Nasz Założyciel Ojciec Franciszek Jordan przekazuje nam następującą zasadę: Dopóki żyje na świecie, choćby jeden tylko człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa, nie wolno Ci spocząć.

Mamy preferencyjną opcję dla ubogich: Uznając ten priorytet, postanowiłam przybliżyć wam pracę ks. Piotra w hospicjum p.w. św. Jana Pawła II. Zobaczycie, ile radości można poznać poprzez wychodzenie naprzeciw ludzkim potrzebom. Z księdzem Piotrem nie jesteśmy samowystarczalni, jesteśmy bardzo wdzięczni że wśród nas są wolontariuszki gotowe nam udzielić informacji, dotyczące ulg podatkowych związanych z darowizną na rzecz hospicjum.

Powyższe świadectwo wygłoszone zostało 16 grudnia 2018 roku, w kościele p.w. św. Maksymiliana Kolbego w Oświęcimiu po złożeniu przyrzeczeń wieczystych.